wtorek, 17 czerwca 2014

Chapter five

Na wstępie chciałabym mieć do was prośbę...
Mogłaby pewna osoba łaskawie nie dodawać 5049039 komentarzy?
Myślisz że jestem zbyt tępa by nie wiedzieć że pisze to jedna osoba?
Błagam was, chcę szczere komentarze, a nie puste słowa od jednej osoby która w dniu dodania rozdziału pisze mi dziesięć komentarzy o kolejny. To wcale nie jest fajne, zwłaszcza że zależy mi na komentarzach od wszystkich czytelników a nie 2-3. Wiem że jest was tutaj więcej więc proszę KAŻDY, KTO CZYTA TO FF NIECH NAPISZE TUTAJ JAKI KOLWIEK KOMENTARZ, ŻEBYM WIEDZIAŁA ŻE NIE PISZĘ TEGO DLA SIEBIE. No bo kurcze co to za przyjemność? 
A więc rozdział dodaję tylko ze względu na to że denerwuje mnie to ciągłe komentowanie od tylko jednej osoby...

_______

LILY's POV

Obudziłam się rano w swoim łóżku. Zupełnie sama. Przecież jeszcze wczoraj byłam z Luke'm u Jonhna. Czy aby to było na prawdę?
Przetarłam oczy i westchnęłam głośno. Spuściłam ręce na łóżko i leżałam w takiej pozycji przez krótką chwilę. Nagle promienie słońca przebijające się przez zasłony poraziły moje oczy.
- Co do cholery ! - podniosłam się przymrużając ślepia
- Witaj córeczko. Jak się spało ? - spytała rodzicielka usadawiając się obok mnie na łóżku
- Źle - mruknęłam i powróciłam do swojej poprzedniej pozycji
- Coś się stało?
- Tak, mam kaca. A teraz proszę, mogę jeszcze chwilę pospać? - spojrzałam na nią błagająco
- Nie. Wstawaj. Dzisiaj pomożesz mi w pracy. - zdjęła ze mnie kołdrę i rzuciła nią na drugi koniec pokoju
- Nigdzie nie idę. Myślisz sobie że jesteś pępkiem świata i teraz każdy będzie obok ciebie latać bo wróciłaś? - wstałam z łóżka i stanęłam obok niej - nie myśl  że wszystko będzie ok. Bo nic nie będzie. - odpowiedziałam i wyszłam z pokoju zmierzając w stronę kuchni. Zeszłam cicho po schodach tak, aby nie obudzić reszty domowników jednak wszyscy siedzieli już na dole jedząc śniadanie.
- Hej
- Cześć Lily. Jak minęła impreza?
No właśnie Lily, no właśnie...
- W porzątku. - usiadłam przy stole obok nich
- To znaczy ? - ojciec próbował wyciągnąć ze mnie jak najwięcej informacji, jak zwykle z resztą
- Było dosyć nudno, byłam tam z kolegą z klasy. - odburknęłam
- Uuu kolegą - zaśmiała się Maddie
- Weź się odwal.
- To ten blondynek?
- Skończysz? - podniosłam głos
- Tak, to ten co miał kolczyka w wardze, podobno gwałciciel. - śmiała się coraz głośniej
- Przeginasz...
- Wcale nie-e. Tato dlaczego pozwalasz jej się spotykać z takimi złymi chłopcami?
- Lily? Czy to prawda?
- Boże weźcie się odwalcie. Nie wasza sprawa z kim się zadaję. - wstałam z miejsce i zarzucając na siebie kurtkę wyszłam z domu. Nagle z mojego telefonu wydobył się dźwięk powiadomienia. Dostałam mms'a od Luke. Na zdjęciu znajdowałam się ja i on. Zdjęcie może i było by w porządku gdyby nie było z poprzedniej nocy, podczas tego co właśnie się tam stało. Do moich oczu napłynęły łzy. No Lily, masz już zniszczone życie...
Zapisałam zdjęcie po czym szybko usunęłam wiadomość od blondyna i wystukałam wiadomość do Em.

Do Emily : Możemy się spotkać? Musimy pogadać :'( x
Od Emily : Jasne kochanie. Spotkamy się w parku za 5 minut. Już lecę x

Po przeczytaniu sms'a schowałam urządzenie w jego poprzednie miejsce i udałam się w miejsce spotkania.
Emily czekała już na ławce. Gdy mnie ujrzała wstała z miejsca i wtuliła się we mnie.
- Co się stało ? - spytała zmartwiona odgarniając moje roztrzepane włosy z twarzy.
- Jestem najgłupszą i najnaiwniejszą osobą na świecie - wydukałam przez łzy
- Dlaczego tak mówisz ? - wytarła ciecz spływającą po moim policzku
- Zaprzyjaźniłam się z nim rozumiesz? Potem wierzyłam w każdą głupotę jaką powie. A teraz tak strasznie się ośmieszyłam.
- O czym ty mówisz? Z kim się zaprzyjaźniłaś? Boże Lily nie możesz powiedzieć o co chodzi?
- Zrobiłam to z nim. - powiedziałam i pokazałam dziewczynie zdjęcie które wcześniej zapisałam na telefonie - Z Luke'iem. Boże święty, co ja najlepszego nawyrabiałam. - usiadłam na ławkę i złapałam się za głowę. Czułam że zaraz rozsadzi mi ją z bólu.
- Co?! Z Luke'iem? Boże Lily! Przecież cię ostrzegałam! Wiesz że teraz będziesz miała przejebane?
- Wiem! - wydarłam się z całych sił - Wiem o tym doskonale! Jestem skończona - wyszeptałam
- No żebyś wiedziała. - odpowiedziała i usiadła obok mnie. - Co teraz?
- Skąd mogę wiedzieć? - w tej chwili poczułam wibrację telefonu. Wyjęłam go z kieszeni i przejechałam palcem po ekranie.
- O nie... - zmarszyczyłam czoło
- Co?
- Sms od Luke'a... - poczekałam parę chwil i nacisnęłam ikonkę wiadomości.

Od Luke : Byłaś dziś wspaniała. Nie chciałabyś tego powtórzyć? :*

Przeczytałam treść wiadomości na głos i spojrzałam na przyjaciółkę.
- Nie odpisuj. - ostrzegła mnie - To nie skończy się najlepiej...
- Odpiszę.
- Nie rób tego.
- Zrobię.
- Lily!
- Co Lily? Niech on sobie nie myśli że teraz może się ze mnie naśmiewać. Ashton musiał mi coś dać do tych drinków bo nawet nie pamiętam jak wróciłam do domu! Nie chcę być kolejną dziwką na ich liście.
- Rób co chcesz. Ale nie marudź jeśli kiedyś powiem 'a nie mówiłam'. Narazie. - dziewczyna obróciła się na pięcie i poszła w stronę swojego mieszkania. I tak nie miałam zamiaru rezygnować z odpisania do tego kretyna.

Do Luke :  Pewnie już biegnę wiesz? Powiedz dlaczego to zrobiłeś. 
Od Luke : Sama tego chciałaś. A tak w ogóle to doszło do ciebie zdjęcie? (:
Do Luke : A jak myślisz kretynie? Tylko spróbuj to komuś pokazać...
Od Luke : Kretynie tak? Hehehe...

Idiota...
Posiedziałam jeszcze chwilę na ławce i postanowiłam wrócić do domu. Po drodze ujrzałam wiele zakochanych par, obściskających się w każdym możliwym miejscu. Dlaczego tylko ja zawsze spotykam takich idiotów? Dlaczego nigdy nie mogę poznać kogoś normalnego? To pytanie będzie mnie męczyć chyba do końca życia...
Wchodząc do domu trzasnęłam drzwiami. Usłyszałam głośne krzyki i huki wydobywające się z pokoju Maddie. Szybkim krokiem udałam się do niego, by zobaczyć co się dzieje. Złapałam za klamkę i otworzyłam drzwi. To co ujrzałam było chyba najgorszym widokiem który mogłam zobaczyć. Jakie 'chyba'. Na pewno...
W środku pomieszczenia, w wielkiej kałuży krwi siedziała skulona Mad. Nad nią stał ojciec. Walił w nią pasem bez opamiętania. Stałam przerażona w progu drzwi nie mogąć uwierzyć w to co się dzieje. Wmurowało mnie. Moje ciało zdrętwiało a ja nie mogłam się ruszyć. Nagle z garderoby do pokoju weszła matka.
- Może to będzie lepsze - powiedziała zentuzjazmowana trzymając w ręce ogromny nóż. Po chwili zauważyła mnie a ostrze upadło na ziemię.
- CO TU SIĘ DO KURWY NĘDZY DZIEJE?! - wydarłam się podbiegając do siostry. Objęłam ją najmocniej jak tylko mogłam, przy tym uważając aby nie zadać jej bólu. Odsunęłam się z nią pod okno i czekałam na jaką kolwiek reakcję ze strony "rodziców". O ile w ogóle mogłam ich tak nazwać...
- Lily?! Co ty tutaj robisz?! - zaczął ojciec
- Jak to co? Wróciłam do domu, a co miałam zrobić! Co wy odwalacie?!
- Lily kochanie... - kontynuowała matka podchodząc do mnie.
- Nie zbliżaj się do nas. Rozumiesz?! - przerwałam na chwilę - chodź Maddie.
Złapałam siostrę za rękę i szybkim krokiem wyszłyśmy z domu. Nie wiedziałam dokąd mam iść. Nie chciałam spotykać się z Emily ale do iść do Luke'a też mi się nie uśmiechało... Co teraz?
Chodząc po ulicach Nowego Jorku czułam ten przeszywający wzrok przechodni. Czułam się jak ostatni potwór, przy czym nic nie zrobiłam. Ku moim oczom ukazało się białe Audi, dokładnie takie samo jakim jeździł Luke. No ale co, tylko jedno takie jeździ po NJ?
Z auta wyszedł równie dobrze znany mi blondyn. Pięknie...
- Lily? Maddie? - wyszczerzył oczy - Co jej się stało? - spojrzał na mnie jak na mordercę.
- Nagle się przejmujesz? Po tym co zrobiłeś? Luke nie udawaj niewiniątka... - westchnęłam głośno
- Chodź, pojedziemy z nią do szpitala. - zaproponował. Właściwie to stwierdził...
- Nie dziękuję, dam sobie rade sama. - ruszyłam w dalszą drogę.
- Lily! Tutaj chodzi o twoją siostrę. Nie rób scen i zapomnij na chwilę o tym co się działo między nami. Wsiadaj do tego jebanego auta! - złapał mnie za nadgarstek.
Miał racje, przecież tu chodziło o Mad. Nie o nasze sprawy, ale o jej zdrowie.
- Dobrze. - odburknęłam - Chodź. - pogoniłam siostrę i wsiadłyśmy na tylnie siedzenia.
W drodze do szpitala towarzyszyła nam niezręczna cisza. Luke niestety ją przerwał...
- Przyznaj że ci się podobało - spojrzał w lusterko tak aby mnie ujrzeć
W odpowiedzi wyróciłam oczami. Nie chciałam się wdawać w jakieś bezsensowne kłótnie.
Reszta drogi minęła w milczeniu. Gdy tylko znaleźliśmy się na terenie szpitala bez słowa poszłyśmy na oddział ratunkowy. Tam zostawiłam Maddie na różne badania a sama czekałam na informację na korytarzu. Po chwili doszedł do mnie jasnowłosy 'kolega'.
- I jak? - spytał zmartwiony
- Srak - odburknęłam
- Lily, kotku... - złapał mnie za kolano i poruszał nim lekko - Nie złość się już...
- Lukey, skarbie - objęłam jego rękę i również nią poruszałam - Łapy przy sobie. - uśmiechnęłam się sztucznie i zdjęłam jego dłoń z mojego ciała.
Siedziałam i wgapiałam się w biały sufit. Przed oczami miałam tylko jedną scenę. Scenę kiedy ojciec uderzał w Mad niczym opętany. Zawsze gdy zamknę oczy to to widzę.
Maddie była jedyną bliską mi osobą od kiedy Luke, ojciec, matka i nawet Em się odemnie odwrócili.
Mimo że czasami strasznie działała mi na nerwy to nie miałam zamiaru zostawić jej, tak jak zrobiła to nasza "rodzinka".
- Lily?
- Tak? - furknęłąm
- Co się tak właściwie stało?
- A co cię to obchodzi? - wywróciłam oczami
- Proszę cię,powiedz mi.
- Dobrze, a więc wróciłam do domu z parku i usłyszałam krzyki z pokoju Mad. Szybko tam pobiegłam i... - do oczu zaczęły napływać mi łzy - zobaczyłam jak ten chuj ją bije a ona siedzi bezbronna na ziemi. I wtedy do pokoju weszła matka i z tasakiem w ręku spytała go "może to będzie lepsze". - skończyłam "opowieść" i zamknęłam oczy przełykając głośno ślinę. Siedziałam tak chwilę z zamkniętymi oczami a za chwilę spojrzałam na blondyna.
- Luke?
- Tak? - zmarszczył czoło i popatrzył mi prosto w oczy
- Mogę cię... przytulić ? - spytałam niepewnie na co chłopak przytaknął.
Wtuliłam się w niego niczym małe dziecko do swojego ulubionego misia zaraz po przebudzeniu się ze złego snu. Położyłam swoją głowę w zgłębieniu jego szyi i zaczęłam cicho szlochać.
- Sweety, nie płacz. - pogłaskał mnie po włosach i pocałował czubek mojej głowy - wszystko się ułoży zobaczysz. A odpowiednie osoby zapłacą za swoją głupotę...

_________________

Żałosne.
Głupie.
Durne.
Dziwne.
Nienormalne.

Niemądre.
Bzdurne.
Idiotyczne.
Próżne.

Co to ma w ogóle być?

Pewnie to sobie teraz myślicie, prawda?
Eh wiem, spieprzyłam to na całej lini ale sorry not sorry brak weny niestety.

PS założyłam twittera opowiadania.
Możecie zaobserować jeśli tylko chcecie : @sempiternalff


Napiszcie jak wam się to podobało.
Jak myślicie, co Luke miał na myśli mówiąc "odpowiednie osoby zapłacą za swoją głupotę" ? :)
Rozdział zostawiam wam do komentowania a sama zmykam na plażę, papa <3
@xcdiee

sobota, 14 czerwca 2014

Chapter four

Na początku chciałam was przeprosić za to że rozdział jest o tydzień później niż na to kiedy miał być dodany ale po prostu nie dawałam rady. Musiałam spiąć tyłek i wziąć się za oceny. Połowę poprawiłam, połowę nie, whatever... Kiedy rozdział miał być napisany w czwartek a dodany w piątek nagle uświadomiłam sobie że przecież jadę na wakacje (ale ja szybka jestem, woho). A teraz dodaję to tylko z takiego powodu że w Chorwacji ciągle pada (podziękujcie temu komuś na górze). Ok a więc bez zbędnego przedłużania zapraszam na kolejny rozdział ! :)

____


Luke's POV

- Twoja matka jest również miłą kobietą. - uśmiechnąłem się sztucznie - Mogę się założyć że gdzieś w głębki duszy na pewno żałuje tego co zrobiła. - powiedziałem bez zastanowienia. - A teraz chodź, odwiozę cię do domu. 
Dziewczyna wyszła z moich objęć i bez dłuższego namysłu wsiadła na przednie miejsce w aucie i zapięła pasy. Zrobiłem to samo co ona i jak najszybciej odwiozłem ją do domu. Musiałem szybko porozmawiać z Ashtonem.

- Pa Lily. Pamiętaj to o czym mówiłem - spojrzałem na nią.

- Jasne - wywróciła oczami.
- I nie rób nic głupiego.
- Jasne - powtórzyła czynność
- I...
- Mogę już wyjść? - przerwała 
- Tak - przytaknąłem głowąa dziewczyna wyszła z auta a ja odpaliłem silnik szybko odjeżdżając z jej podjazdu.
Po 15 minutach znajdowałem się już w naszym apartamencie. Ściągłem buty i rzuciłem je w lewy kąt przedpokoju i zatrzasnąłem drzwi. Wchodząc do salonu ujrzałem Ashton'a i jego dziewczynę - Rose. Ashton to mój najlepszy kumpel ale co do dziewczyn to on nosa nie ma. Jak można chodzić z kimś kto 24/7 gada o swoich 'szalonych podróżach' lub o nowym lakierze do paznokci. Ta dziewczyna definitywnie miała coś nie tak z głową.
- Ashton? Musimy porozmawiać. - założyłem ręce na brzuch i czekałem aż blond włosa dziewczyna opuści pomieszczenie.
- To może ja pójdę - wstała nie pewnie i udała się w stronę drzwi. Gdy już wyszła bez pożegnania odetchnąłem i rzuciłem się na sofę odpalając szluga.
- Za mądra to ona nie jest - westchnąłem.
- A ty za miły - odburknął - Dobrze wiesz że mi na niej zależy.
- Stary nie przyszedłem tu żeby gadać o twojej jebniętej lasce.
- Stól pysk.... - warknął
- Bo co? Taka prawda. - zaciągnąłem się kolejny raz i przeszedlem do sedna sprawy.
- Słuchaj. Matka Lily wróciła. - powiedziałem z kamienną miną.
- Co?! - jego źrenice od razu pomniejszyły się o 2 razy 
- Słuchaj uchem a nie brzuchem idioto. - wywróciłem oczami.
- Wiesz co to oznacza? Jeśli ona się dowie że ty tutaj jesteś to zabije i ciebie.
- Nie serio? Myślałem że będziemy razem zrywać kwiatki w parku. Nie jestem głupi kretynie. - zgasiłem moje źródło ukojenia i przymknąłem oczy. 
- Może powiedź o tym Lilianie. - przerwał kilkuminutową przerwę. 
Lilianie. Kurwa skąd on bierze takie słowa. Wiem że jej nie lubi, jak zresztą każdy z nas ale Lilianie? Jezusie...
- Hej Lily, słuchaj muszę ci powiedzieć że twoja matka zabiła całą moją rodzinę i dlatego teraz ja próbuję zemścić się na tobie, super news co nie?
- Dobra, to nie jest jednak dobry pomysł.- spuścił głowę 
- Tsa... 
- Dobra wiesz co, pomyślimy nad tym kiedy indziej. Szykuje się dzisiaj niezła imprezka u John'a.- klasnął w ręce a na jego twarzy od razu pojawił się uśmiech.
Moje oczy od razu powiększyły się, a ja z pozycji leżącej usiadłem.
- Czy myślisz o tym co ja? - uśmiechnąłem się szyderczo sam do siebie.
- Tak, też sądzę że moglibyśmy na nią pójść - uśmiechnął się szczerze.
- Jesteś idiotą sam z siebie czy ci za to płacą? - walnąłem się w głowę i wstałem - chodzi o Lily.
- Ona też ma z nami pójść?- zmarszczył czoło 
Przytaknąłem.
- Aaaa.... Już rozumiem... 
Podeszłem do przyjaciela przybijając mu piątkę i udałem się do swojego pokoju w celu zmiany ubioru. To będzie niesamowita noc...
***
LILY's POV

Leżałam w pokoju ze słuchawkami na uszach wsłuchując się w bity Fancy, Iggy Azalea'i. Mój ojciec wraz z matką i Maddie udali się na 'rodzinną kolację'. Mimo tego że pogodziłam się z matką nie miałam ochoty nigdzie iść. Nigdy nie lubiłam takich rodzinnych spotkań gdzie każdy musi być dla każdego miły. Mnie takie coś zniechęca. Moje rozmyślanie przerwało wibrowanie telefonu. Zdjęłam słuchawki rzucając nimi na drugi koniec łóżka i przejechałam palcem po zielonej słuchawce przykładając urządzenie do ucha.

- Halo - mruknęłam
- Hej Sweety. - usłyszałam głos Luke'a.
- Co chcesz? - wywróciłam oczami
- Szykuje się dzisiaj niezła impreza. Może z nami pójdziesz?
- Nie lubię imprez. - odburknęłam
- To było pytanie retoryczne. Będę po ciebie za 20 minut szykuj się.
Zaraz po wypowiedzianych słowach rozłączył się a ja uśmiechnęłam się sama do siebie. Bez namysłu podniosłam się i zmierzyłam w stronę szafy z której wyciągnęłam czarne szorty z wysokim stanemZdjęłam słuchawki rzucając nimi na drugi koniec łóżka i przejechałam palcem po zielonej słuchawce przykładając urządzenie do ucha.
- Halo - mruknęłam
- Hej Sweety. - usłyszałam głos Luke'a.
- Co chcesz? - wywróciłam oczami
- Szykuje się dzisiaj niezła impreza. Może z nami pójdziesz?
- Nie lubię imprez. - odburknęłam
- To było pytanie retoryczne. Będę po ciebie za 20 minut szykuj się.
Zaraz po wypowiedzianych słowach rozłączył się a ja uśmiechnęłam się sama do siebie. Bez namysłu podniosłam się i zmierzyłam w stronę szafy z której wyciągnęłam czarne szorty Zdjęłam słuchawki rzucając nimi na drugi koniec łóżka i przejechałam palcem po zielonej słuchawce przykładając urządzenie do ucha.
- Halo...
- Hej Sweety. - usłyszałam głos Luke'a.
- Czego chcesz? - wywróciłam oczami
- Szykuje się dzisiaj niezła impreza. Może z nami pójdziesz?
- Nie lubię imprez. - odburknęłam
- To było pytanie retoryczne. Będę po ciebie za 20 minut szykuj się.
Zaraz po wypowiedzianych słowach rozłączył się a ja uśmiechnęłam się sama do siebie. Bez namysłu podniosłam się i zmierzyłam w stronę szafy z której wyciągnęłam czarne szorty z  wysokim stanem oraz tą bluzkę.   Lukey się na pewno ucieszy. Zaśmiałam się pod nosem i poszłam do łazienki. Złapałam za prostownicę i wyprostowałam jedynie końcówki włosów. Następnie chwyciłam za tusz do rzęs i pomalowałam je. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko przejechałam swoje usta różową szminką i łapiąc za torebkę zbiegłam na dół. Otworzyłam drzwi a moim oczom ukazał się nikt inny jak Luke.
- O kurwa. - otworzył usta
- Co? - zmarszyłam czoło zamykając drzwi
- Nie możesz czasami ubrać długich spodni ?
- Ok jeśli chces to się przebiorę - złapałam za klucz i już chciałam otworzyć drzwi ale blondyn złapał mnie za nadgarstek.
- Wyglądasz pięknie. - uśmiechnął się - ale ta bluzka to nie prawda, wcale nie jestem Loserem. - udawal obrażonego.
- Jasne - westchnęłam i wyminęłam go wsiadając do auta. Chłopak zrobił to samo.
Cała podróż na imprezę minęła dosyć szybko i w ciszy. 
Miejsce w którym miało odbyć się wydarzenie było piękne. Biały dom świetnie współgrał z wielkimi palmami i innymi nieznanymi mi gatunkami roślin. Budynek był ogromny. Zza niego, po lewej stronie można było dostrzec pięknie oświetlony basen a wedle niego jaquzzi. 
- Chodź - Hemmings objął mnie w pasie i udaliśmy się do siedliska przyjaciela chłopaków. 
Uśmiechnęłam się pod nosem gdy weszliśmy do środka. Każdy pokój zapełniony był tłumami nastolatków co mnie osobiście uszczęśliwiło. Uwielbiam kiedy na imprezach tego typu jest dużo osób. Łatwiej jest mi wtedy dobrze się bawić. 
Wraz z Luke'iem zmierzyliśmy w stronę Johna. Porozmawialiśmy z nim chwilkę popijając Jack'a Daniells'a rozrobionego z coca'colą. Po paru mocniejszych poszliśmy z blondynem na balkon który znajdował się w sypialni Johna. 

LUCK's POV


Wraz z Lily znajdowaliśmy się na balkonie. Była najebana w 4 dupy brzydko mówiąc. W moich drinkach które przygotowywał Ash nie znajdowała się ani kropla alkoholu. W odróżnieniu od niej. 

- Jesteś taka piękna... - westchnąłem bawiąc się jej włosami.
- Luke, mimo że jestem pijana to film mi się nie urwie, więc nie myśl sobie za dużo - odpowiedziała zabierając moją rękę z jej włosów.
- Sweety... - objąłem ją w pasie a ona splotła ręce na moim karku 
- Hmm...? - uśmiechnęła się i przybliżyła swoje usta do moich
Uśmiechnąłem się lekko i musnąłem jej usta. Całowaliśmy się coraz namiętniej aż niespodziewanie znaleźliśmy się na łóżku. Lily położyła się, a ja bez przerwania pocałunków ściągnąłem z niej koszulkę. 
- Luke... - szeptała kiedy ja właśnie się rokręcałem - Luke... 
- Hm? - powoli zwolniłem
- Jesteś tego pewien? 
- Nigdy nie byłem niczego bardziej pewien. - szepnąłem jej do ucha.
Brunetka w odpowiedzi mruknęła i zaczęła rozpinać moją koszulę a już po chwili jej na sobie nie miałem.  
Po chwili nie mieliśmy na sobie już spodni. Nigdy w życiu nie byłem tak napalony. Co ta dziewczyna ze mną robiła...
Za sekundę byliśmy już zupełnie nadzy. Przesuwając dłonią dojechałem do jej, już wilgotnego wejścia. Włożyłem w nią dwa palce i delikatnie zacząłem nimi obracać.Lily jęknęła w moje usta  zadowolona. Pobawiłem się z nią chwilę wkładając i wyjmując palce, dodając nowy czy pocierając łachteczke. Z racji tego że już nie mogłem się doczekać własnego spełnienia wyjąłem z niej palce i zamiast nich wsunąłem w nią swoją męskość. Jęknąłem, kiedy zacisnęła się na mnie. 
 Jeszcze parę posuwistych ruchów i Lily rozsypała się pode mną na tysiące małych kawałeczków. Dzięki jej orgazmowi sam doznałem spełnienia wlewając się w jej wnętrze. Wyszedłem z niej i ułożyłem się obok na materacu ogromnego łóżka.
- Luke, co my zrobiliśmy... - westchnęła przerażona.
- Cii... - ostatni raz musnąłem jej usta i usnęliśmy wtuleni w siebie.
Ten dzień zaliczam do najlepszych dni na świecie...

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Chapter three

- Na innym świecie? Co ty mówisz?
- To co słyszysz. -wstał z miejsca
- Nie proszę, powiedz mi - zrobiłam minę w stylu małego szczeniaczka i złapałam go za rękę tak, aby nie mógł pójść dalej.
- Lily, kiedy indziej. Chodź obudzimy tych matołów i możemy jechać.
- Gdzie? - puściłam jego dłoń.
- Zobaczysz - uśmiechnął się i wparował do pokoju obok.
Po chwili wyszedł z niego Ashton a zaraz po nim Luke i Michael. Kieran został w łóżku.
- Gotowi? - spytał zadowolony Ashton. Luke jak zwykle miał swój kamienny wyraz twarzy.
- Tak - przytaknęliśmy równo patrząc się na siebie z Calum'em i ruszyliśmy za resztą. Wsiedliśmy do białego Audi i pojechaliśmy w stronę Manhattan Beach.  Była to moja ulubiona plaża w Nowym Jorku myślę że tylko ze względu na to że nie było tam wielkich tłumów i bez problemu można było znaleźć wolne miejsce. Na plażę dojechaliśmy szybko, bo w jakieś 20 minut co na Nowy Jork było szaleństwem. Wieczne korki, kontrole policyjne itd. Dzisiaj jednak udało nam się bez tych wszystkich akcji bo wyjechaliśmy dosyć wcześnie. Michael i Luke wyjęli z bagażnika gitary i ruszyliśmy w stronę morza.
- Na co wam te gitary? - wskazałam na instrumenty palcem i uśmiechnęłam się lekko.
- Nie chcesz posłuchać jak gramy ? - zaśmiał się Calum.
- Nie no, pewnie że chcę. - założyłam pasmo włosów które leciało mi na twarz za ucho i przyspieszyłam tępo tak, aby iść mniej więcej równo z nimi. Usiadłam na ziemi i zaczęłam bawić się piaskiem podczas gdy chłopacy ustawiali instrumenty.  Byłam strasznie ciekawa co zaśpiewają, a zwłaszcza jak.
- Heartbreak girl ? - zaproponował Luke i zaczęli grać.
Muszę przyznać że chyba nigdy nie słyszałam tak utalentowanych gości. Głos Luke'a był wspaniały. Zresztą tak jak i reszty.
Luke nie był teraz tym wnerwiającym gościem który uprzykrzał mi życie na każdym kroku.
Kiedy śpiewał stawał się inną osobą. Po skończonej piosence nie mogłam wydobyć z siebie ani jednego słowa. Wszyscy spojrzeli na mnie czekając na moją opinię.
- I jak ?
- To było świetne, cudowna piosenka. Od kiedy gracie?
- Już dosyć długo. Jesteśmy takim małym zespołem. - odparł Luke.
- Z garażu - dodał Michael i zaśmialiśmy się.
- Ok koniec gadania, zaśpiewajcie coś jeszcze - usiadłam po turecku i czekałam aż zaczną kolejny kawałek.
Tym razem na gitarze grał tylko Michael. Luke bez przerwy patrzył mi się w oczy. Piosenka była niesamowita. Tą piosenkę zna chyba każdy na świecie. Teenage dirtbag jest moją ulubioną piosenką od lat. Ten dzień zapowiadał się wspaniale...

Po kilku piosenkach poszliśmy z Luke'm na spacer wzdłuż molo.
- Macie niesamowity talent - przerwałam ciszę.
- Też tak myśleliśmy, jednak to tylko złudzenie.
- O czym ty mówisz?
- Wiele razy próbowaliśmy zawiązać jakiś kontrakt z wieloma wytwórniami płytowymi. Na marne.
- Co ty gadasz? Przecież jesteście świetni, jestem waszą fanką number one!
Zaśmialiśmy się
- Chyba tylko ty jedyna. Nikt nie będzie chciał z nami współpracować.
- Luke?
- Tak? - spojrzał na mnie nie zatrzymując się.
- Mogę się Ciebie o coś zapytać?
- Pewnie.
- Przed czym chcesz mnie chronić?
- Nie rozumiem?
- Calum się trochę wygadał - zatrzymałam się
- Lily to trudne. Można powiedzieć że jesteś w pewnym stopniu w niebezpieczeństwie.
- Że co proszę? - zdziwiłam się. O czym on mówi
- Jak już zauważyłaś pare rzeczy już się zmieniło. Poznałaś mnie, Caluma, Kierana, Michaela i Asha. I mieliśmy "zniszczyć ci życie".
- No... - przytaknęłam
- My nie chcemy ci go zniszczyć. My ci je ratujemy...
- Luke nie możesz powiedzieć prosto z mostu o co chodzi?
- Gdybym ci powiedział musiałbym cię zabić - zaśmiał się
- To wcale nie jest śmieszne. Boję się...
- Nie masz czego. Jestem przy tobie - spoważniał - zawsze.
Wtuliłam się w niego i nie chciałam go już nigdy puścić. Czułam że tego właśnie potrzebowałam.
- Wracamy? - odchylił się odemnie i wyszczerzył zęby.
- Chodź - zaśmiałam się i ruszyliśmy w stronę reszty.
Siedzieliśmy na plaży praktycznie cały dzień, ale że zaczęło padać wróciliśmy do ich apartamentu.
- Będę musiała wracać - złapałam za torebkę i podeszłam do chłopaków którzy siedzieli na sofie oglądając jakiś talk-show.
- Czemu? - spytali wszyscy równo po czym zaśmialiśmy się
- Ojciec będzie zdymiony a poza tym nie chcę wam dłużej głowy zawracać. Hej - usmiechnęłam się i bez oczekiwania na odpowiedź ruszyłam w stronę drzwi.
- Zaczekaj! - zakrzyczał Luke i pobiegł za mną.
Obróciłam się i przystanęłam na chwilę.
- Odwiozę cię.
- Nie trzeba. Spacer dobrze mi zrobi.
- Nie przesadzaj, masz na chate 10km. Mogę się założyć że nawet nie wiesz jak tam dojść. - oparł się o futrynę i zrobił poważną minę.
- Masz rację - przytaknęłam i otworzyłam główne drzwi.
Poszliśmy do auta i wyjechaliśmy z parkingu. Przez chwilę jechaliśmy w ciszy jednak za chwilę to się zmieniło.
- Eh, już jutro do szkoły. - westchnął.
- Niestety takie życie.
- Już niedługo...
- Co ?
- Nic nic, głośno myślę.
- Ok... - zmierzyłam go wzrokiem i zmarszyłam czoło. O co mu chodzi?
Po paru minutach byliśmy już pod domem.
- Muszę przyznać że ładnie tu macie - pokiwał głową w górę i dół.
- Dzięki - uśmiechnęłam się odpięłam pasy. - I dzięki za podwiezienie.
- Nie ma za co. - popatrzył się na mnie i przez dłuższą chwilę nic nie mówił.
- Co? - roześmiałam się
- Nic - odwzajemnił uśmiech i przyciszył piosenkę którą i tak ledwo co było słychać.
- Lily? - powiedział poważnie i już chciał coś powiedzieć kiedy mój ojciec musiał wparować do auta.
- Lily wychodź, natychmiast - był strasznie zdenerwowany, jakby diabeł w niego wstąpił.
- O co ci chodzi, rozmawiam - zmarszczyłam czoło i chwyciłam za torebkę bo nie chciałam robić nie potrzebnych spięć między mną a ojcem.
- Głucha jesteś? Marsz mi do domu ! - był coraz bardziej wkurwiony, chyba nigdy nie widziałam go w takim stanie. Ledwo co pożegnałam się z blondynem i udałam się do domu.
Wchodząc po schodach do swojego pokoju usłyszałam krzyk który docierał od wejścia.
- Lily! Zapraszam do mnie.
Kiedy tak mówił czułam się jakbym zabiła jakiegoś człowieka czy coś w tym stylu.
Odłożyłam torbę na ziemię, przed drzwiami swojego pokoju i zeszłam powoli na dół.
To co zobaczyłam było jak jakiś zły sen. Co ja mówię, straszny sen. Na sofie przed telewizorem siedziała moja matka, której nie widziałam od jakichś 10 lat. Nawet dobrze nie wiedziałam jak wygląda. A tu nagle zjawia się w pięknej,długiej, białej sukience, na szyi złoty naszyjnik, prawdę mówiąc mogła by być moją siostrą.
Ojciec stanął obok niej i udawał że nic się nie stało.
Nie zamierzałam zaczynać rozmowy, postanowiłam że zaczekam na to co mają mi do powiedzenia. Nie chciałam jej widzieć, nie chciałam jej poznawać. Chciałam żeby znikła.
- Lily, córeczko - wyszeptała i podbiegła do mnie przytulając się lekko tak jakby bała się że się odemnie czymś zarazi czy coś w tym stylu. Lekko się od niej odsunęłam i spuściłam wzrok w dół.
- Kochanie co się stało? Martwiłam się - złapała mnie za policzki i czekała na moją odpowiedź.
- Może zostawię was same. Będę u siebie.
- Słońce, powiedz coś.
- Możesz przestać? - wyrwałam się z jej uścisków. - Posłuchaj mnie teraz uważnie. Nie było cię przez 10 lat a teraz przychodzisz jak gdyby nigdy nic i udajesz że wszystko jest w porządku? Nie myśl że będziemy teraz wymarzoną rodzinką bo nigdy tak nie będzie. To Selena z nami była kiedy ty szwędałaś się po całym świecie ze swoim kochasiem. Nie istniejesz w moim życiu. Właściwie nigdy nie istniałaś. I nie myśl że teraz wszystko będzie OK.
- Bo będzie. - uśmiechnęła się ze łzami w oczach.
- Nie. Ty nie istniejesz rozumiesz? Osoby które poznałam kilka dni temu są mi bliższe niż ty. Jesteś nikim. - ostatnie zdanie wypowiedziałam o ton ciszej i wyszłam z budynku. Zmierzyłam w stronę mojej ulubionej kawiarni. Zawsze chodziłam tam kiedy chciałam pobyć sama. Nie było tam zbyt tłoczno więc moża było się tam wyluzować. Nawet za mną nie wyszła. Widać jak jej "zależy".
Podeszłam pod dzwi i chwyciłam je mocno próbując je otworzyć lecz zauważyłam na nich karteczkę z powiadomieniem o remoncie.
Wyciągnęłam w tylniej kieszonki szortów telefon i usiadłam na schodkach przed lokalem. Wystukałam imie które jako pierwsze przyszło mi na myśl.

Do Emily :  Hej, jesteś może gdzieś w pobliżu chaty? Potrzebuję hug'a :(

Od Emily : Co się stało kochana? Niestety musiałam pojechać z mamą na zakupy bo jutro zjeżdża się rodzinka. Wiesz jak to jest. Pogadamy jutro w szkole. Buźka :*

-Właśnie że nie wiem jak to jest. - Wyszeptałam i ruszyłam przed siebie.
Szłam przed ruchliwą ulicę Nowego Jorku gdy nagle usłyszałam krzyk. Jeśli dobrze słyszę to moje imie. Głucha chyba nie jestem...
Odwróciłam się lekko by sprawdzić czy to aby na pewno na mnie i ujrzałam Luke'a.
Łzy momentalnie napłynęły mi do oczu i zrezygnowana podeszłam w jego stronę. Przytuliłam go a on pocałował mnie w czubek głowy.
- Już dobrze. - pogłaskał mnie po ramieniu.
- Nic nie jest dobrze nawet nie wiesz o co chodzi -ledwo co łapałam powietrze. - Tak cholernie mi jej brakowało. - poszułam łzy na policzkach.
- Wiem - wytarł mi łzy. - Bo twoja matka to również m....

______________________

Hehe, wiem nie mogłam skończyć w gorszym momencie.
Ale cóż trzeba jakoś trzymać w napięciu.
Sama kiedy czytam jakieś FF to tego nienawidzę, ale musiałam. :(


Jak się podoba?

Nowa zasada ( boże jak to groźnie brzmi :O )

10 komentarzy - kolejny rozdział ! :)
( ale mają być szczere )

Co wy na to abym założyła Twittera lub Aska dla tego opowiadania?
Wiem że nie jest was dużo, ale na Twitterze powiadamiałabym was o nowym rozdziale itd.

@xcdiee xx